Ze świata Tesalii – Styks 04

Ze świata Tesalii – Styks 04

Ciało szlachcica Gaudentego wstrząsnął paroksyzm kolejnej fali chłodu gdy dno łodzi uderzył o piaszczysty brzeg rzeki. Plaża była pochłonięta w półmroku, ale wszechogarniające wstęgi mgły zniknęły ustępując czerni. Gdzieniegdzie w wielkie jak groch ziarnach czarnego piasku powbijane były drzewce pochodni. Biło od nich chłodem, a światło jarzyło się odcieniami granatowego nieba przechodzącego w lodowatą biel. Spycimir wzdrygnął się po raz wtóry gdy jego buty zagłębiły w wulkanicznym żwirze. Sternik gestem wskazał na trumny i nie zamieniwszy z nim ani słowa Gaudenty pojął, że sam musi je pościągać na brzeg.

Gdy w pocie czoła taszczyłem kolejną trumnę na ląd przestałem już zwracać uwagę na paniczne krzyki dobiegające z wewnątrz. Drapania paznokci o drewno czy błagalny ton przycichł ustępując miejsca miotającym się w mojej głowie myślom. Ilu jest tych przewoźników po rzece Zapomnienia i dlaczego jest na niej taki chaos? A właściwie dlaczego ja tu trafiłem? Nie byłem, co prawda przykładnym chrześcijaninem, a na pewno nie katolikiem, ale nawet deklarowałem nie raz ateizm, ale żeby trafić w takie miejsce. Jakby zaświaty były jakąś chorą wizją przywodzącą na myśl wyobrażenia ze starożytności. Nawet nie potrafiłem określić, czy mogliby to przynieść Sarmaci, tylko skąd? Z Rzymu, Grecji? Taka miała mnie spotkać kara za liczne grzechy? A co niby ma czekać tych ludzi w trumnach? Ponowne zakopanie? Wieczne potępienie? A może Sąd Ostateczny? Przysiadłem na jednej z trumien, a słony pot ściekał mi nieprzyjemnie do oczu. Dłonie trafiły na jakieś zdobione żłobienia w jesionie. Woń śmierci mieszała się z zapachem drewna i żywicy. Gdzieś z ciemności i rzadkich pukli mgły wyłonił się mój przewodnik i o dziwo odezwał się zimnym kamienny głosem:

  • Żadnego sądu ostatecznego nie będzie – zawyrokował jakby czytał w myślach. – Znaczy nie będzie dla ciebie bo jesteś mi potrzebny.
  • Jak to? Ale do czego? – wydukałem rozglądając się do koła. – A Ci tutaj? Zabierzesz ich na sąd? Czy jak?
  • Za dużo pytań, a za mało czasu. Będziesz dla mnie pracował.
  • Pracował? – tego wszystkiego było za wiele jak na jednego szlachcica.
  • A Ty myślałeś, że co?! Że Charun pracuje jak wół i sam prowadzi na tamtą stronę?! – wybuchnął jakby zirytowany koniecznością prowadzenia dyskusji – Ma od tego sługi, a ci słudzy swoich i tak dalej. A ty będziesz na dnie tej drabiny i pracował całą wieczność – kończąc zdanie roześmiał się upiornie, dławiąc się i zanosząc kaszlem.

Nastała krótka cisza, a powietrze, czy cokolwiek co unosiło się w przestrzeni zrobiło się niezwykle ciężkie. Spycimirowi nie w smak było brać się do dalszej pracy, gdyż jeszcze kilka trumien zalegało w łodzi. Tym bardziej nie miał zamiaru zajmować się tym przez wieczność zostając jakimś tam sługusem pod ostatnim szczeblem drabiny. Rozsierdził się wtedy nie na żarty, ale powtrzymawszy się trzymając wściekłość i pochopność na wodzy wyrzekł lekkim nieco wyzywającym tonem:

  • Ciekawe co robią z urnami? – rozejrzał się dokoła znacząco niby mówiąc do siebie. – Zawsze mnie to nurtowało – rzucił głośniej szlachcic nie zamierzając wcale kontynuować ciężkiej pracy.
  • Ty nie bądź taki myśliciel tylko bierz się do roboty.
  • Ty jesteś przewoźnikiem do piekła czy jakiegoś innego pośmiertnego cholerstwa? Czy Jezu Chrystus albo sam najwyższy Bóg wyznaczył cię do tej roli?
  • Nie wzywaj go na daremno – odchrząknął przy tym mrukowato sternik.
  • Nie wypadałoby żebym go spotkał osobiście na tej łodzi?
  • Chyba żartujesz – niemal nie wybuchnął śmiechem hamując się w ostatniej chwili – Takie szychy jak on mają od tego ludzi, a ci ludzie mają od tego swoich ludzi, jak ci już to wykładałem, a ja mam od takich brudnych robót ciebie Spcir. Nadążasz? – spojrzał na wściekłego, ale milczącego szlachciura – KPW? – jak to się u was mówi teraz – zadrwił.
  • Mam na imię ku.. – wycedził przez zęby, ale nie zdążył skończyć przekleństwa, a jakaś niewidoczna siła wyrżnęła mu prosto w zlany potem policzek solidnego szturchańca. Spycimir zastygł ze zdziwienia.
  • To złe dusze, pomioty piekielne, co na cierpienie wieczne do czynienia dobra zostały przeznaczone – o dziwo z wyjaśnieniem szybko odezwał się sternik. – Jeśli ktoś zechce obrazić tutejsze znamienite postacie lub wulgarne, niechciane wyrzecze słowo wtedy duch taki za zadanie ma karać plugawego śmiertelnika.
  • Tak kapuje – przyznałem niechętnie z rezygnacją w głosie.
  • No to myślę, że w końcu mamy jasność! A i jak już odpocząłeś to łap się za te tumba Sycir – mówiąc to pchnął Gaudentego brutalnie kawałkiem piórem wyciągniętego skądś wiosła. Pod Porajem ugięły się nogi, ale całą wściekłość przekuł w szarpanie ciężkich skrzyń o brązowych kutych wiekach jakby przeciągał lekkie skrzynki pełne jesiennych jabłek.
Awatar wydartastrona

2 odpowiedzi do „Ze świata Tesalii – Styks 04”

  1. Awatar Kol3ktor

    Ten blog to jak literacki bank wiedzy, gdzie każde zdanie jest jak waluta, która zyskuje na wartości, dostarczając czytelnikowi nie tylko konkretnej wiedzy, ale także uczucia, że zainwestował czas w coś niezwykle cenne.

  2. Awatar Szukarki.pl

    Treść jest klarowna, dobrze zorganizowana i pełna przydatnych wskazówek. Autor doskonale wyjaśnia kluczowe zagadnienia. Może warto by dodać więcej przykładów praktycznych. Pomimo tego, tekst jest niezwykle edukacyjny i inspirujący.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Łukasz Sieger

Twórca Tesalii, Wydartej Strony i wszystkiego co tutaj wykreuję.